Najnowsze wpisy, strona 13


Zabierz mnie do siebie
14 czerwca 2019, 17:10

Zabierz mnie do siebie.

Do jasnego punkcika okna

Ponad wieczorną ulicą.

Nie będę już musiała mówić.

Nie będę już musiała zachwalać samej siebie.

W dole pozostawię

Natrętne spódnice i precle.

 

W ciasnym mieszkaniu

Zatopię palce w

Twych ciemnych lokach.

Miękki czarny wodospad

Spłynie mi do gardła

I uniesie w nocne niebo,

Na którym tylko jedna gwiazda:

Wenus – Twoja bogini.

Zakupy
14 czerwca 2019, 17:10

No i wyruszyli

W czwórkę

Najnowszym modelem

Opla Corsy.

Świergotali sobie:

„Popatrz, otwierają tartak na Świętokrzyskiej,

Tutaj obuwie męskie,

Musimy się tu kiedyś wybrać po mokasyny.

Wiesz co? Elka tam robiła sobie trwałą”.

 

Wyglądał przez okno Opla.

Na zewnątrz krajobraz po deszczu.

Naokoło kałuż powstały

Żółte obwódki.

Ktoś kiedyś mówił mu, od czego to

Autorytatywnym tonem.

A co, jeśli tu zginęła wróżka,

Mocząc swą krwią asfalt?

A może to ślady

Zostawione przez pielgrzyma,

Który podążył za zachodem słońca

I już nie wrócił?

 

„No i jesteśmy na miejscu!

Oto Lidl!

A LIDL CENI JAKOŚĆ!!!

Wystawa
14 czerwca 2019, 17:09

Przyszedł tu właściwie po to, żeby uciec. Tak, żeby uciec przed zmierzchem tego świata…No hola hola, jak to brzmiało. Jak jakieś wycyzelowane dumania niedoszłego pisarza.

No właśnie, niedoszłego. Czy on kiedykolwiek gdzieś dojdzie czy zawsze będzie niedoszły?

 

Właściwie nie powinien przychodzić w takie miejsce. Właściwym dla niego miejscem byłaby jakaś miła kawiarnia, z komfortowym szelestem rozmów w tle.

Ale on chciał się wyciągnąć. Chciał rozprostować mentalne kości. Tak, by każdy zauważył jego wychudzoną, ale wysoką sylwetkę. Aby zobaczono, że to on, Jan, i przyszedł sam.

Musi zaistnieć jako jednostka. Aspołeczna. Hihi.

 

Stał pośrodku galernianej sali, otoczony surrealistycznymi mistrzami. On, Jan. Czemu nigdy nie przyszedł na wystawę? Przecież te kropki i kreski zawsze go przyzywały, tańczyły na krawędzi jego świadomości, majaczyły w tej minucie tuż przed przebudzeniem.

 

Chwilaaaa. No tak, był z Marią. Był z Marią i przez chwilę uwierzył, że zniknęła pusta przestrzeń wokół niego. Że on zawsze może wyjść na ganek swego domu i spojrzeć (tak po prostu) na to, co na zewnątrz (góry, trochę łąk). Maria malowała zawsze usta karminową szminką. Usta miała jak koń, ale to nikomu nie przeszkadzało. Siedziała, trochę zgarbiona, pulchna, i ubrana w tą swoją kwiecistą sukienkę, która miała te śmieszne falbany (skrzydełka?) przy ramiączkach. Ona była PRAWDZIWA.

 

Dużo mówiła. Jan słuchał. Chodzili za ręce. Lubił dotyk jej skóry, kiedy z góry spływało upalne słonce .Ocierali się o siebie własnym potem, jak jakieś świeżo zakochane dzieciaki.

 

Rozgrzewała go.

 

Ale czy on nie był zawsze sam? Nie myśl o tym, Janek, daj spokój. Było mu zimno, nawet gdy jej było ciepło. Serce wydzielało chłód .Zabawne, prawie czuł to przez koszulę.

 

A teraz stał sam na środku sali. Czy to nie melodramatyczne? W samym środku sali. Chcę skończyć z tymi sformułowaniami. Dlatego odwiedzam tu zatarte formy, formy ledwo żywe, zakryte przez malarza przed wzrokiem ogółu.

 

Popatrzył na obraz przed nim, na starą, zbutwiałą ramę. Czy tu nie ma nikogo, kto by to jakoś, jak wiem,……..odnawiał??????? Ale nie, nie marudź. Tak, jestem na swoim miejscu, zdecydowanie. Tu jest tak cicho, mimo, ze ludzi wcale nie tak mało. W rogu płótna szkarłatna czerwień. Jaka śmieszna. Jakby napluł tu diabeł dla samego psikusa. Tamta Pani w rogu chyba tak nie myśli. Była przed tym obrazem, (malowidłem), uśmiechała się, ale wykrzywiała inny niż on kącik ust.

 

Dotknął drewnianego obramowania.. Niezbyt solidny dąb. Ale czy to ważne. Szorstkie w dotyku. Jakby korniki, zawsze pracowite, właśnie skończyły swoją dniówkę. Jakie to proste. Ktoś kiedyś chciał namalować coś, a teraz on, Jan, oglądał wytwór tamtych rąk, tamtych myśli w jakiejś nowoczesnej metropolii .A gdyby tak zamilknął?? Nie, to bez sensu. Znajomi by byli zbyt zdumieni. Wpatrzył się w fioletową plamkę na środku obrazu. Zniknąć, jakie to proste. Przecież tej kropki prawie w ogóle nie był widać, niemal wchłaniało ją tło. Wrzosowo jasna barwa rozmywała się na granatowym odcieniu niby-nieba, które było jak zmierzch wynaleziony przez maestra specjalnie na potrzeby tego małego skrawka rzeczywistości.

 

-Proszę Pana szanownego, zamykamy – kustosz stał obok niego niczym policjant. Był ubrany w niezwykle czysty garnitur. Garnitur był czarny, tak bardzo jednolity, że nie było widać, gdzie kończą się spodnie, a zaczyna marynarka. Był to starszy mężczyzna, który wyglądał trochę jak zabawkowy żołnierzyk.

- Oczywiście, już się zbieram.

- Zapraszamy w przyszłości – Blask wypolerowanych mokasynów odznaczył się przez chwilę w mdławych świetle sali.

 

Wyszedł na ulicę spowitą w szarej mgle i burej mżawce, która zimnymi kroplami osadzała się na karku. Wiedział, że musi się śpieszyć do mieszkania, które pozostawił na pastwę losu w ciemnym zaułku ulicy.

 

 

Dead things
14 czerwca 2019, 17:09

Dead things come alive.

The world whirling about

The insistent voice on the telephone

cracles like a straw hat.

Decisive strokes of the piano bring me relief.

Do they really?

Bring me your piano
14 czerwca 2019, 17:08

Bring me your piano

And teach me to play.

I will come over to you

stumping on the wet sand.

The salty air mingles with my breath

and makes me pause.

And yet,suddenly, I feel positively invigorated.

Scampering among the sharp grey boulders

i count on your cooperation.

Beat out the relentless sparks

with the keys

And make all those doubting stand on attention.