Najnowsze wpisy, strona 21


Aaaaaaśka
14 czerwca 2019, 16:35

- AAaaaaaaaaaaaśka!!!!!!!!

- kaaaaaaaaaaaaaaaaaśka!!!!

- Baaaaaaaaaaaaaaaaaaaśka!!!!!!!

- Goooooooooooooooooooośka!!!!!!!!!!!!

- Mmmmmmmmłłłłłłłłłłłłła.

- Mmmmmmmmmmmłłłłłłłłłłłłłłła

-Mmmmmmmmmmłłłłłłłłłłłłła

- Mmmmmmmmmmmmłłłłłłłłłłłla

- dziewczyny, nic się nie zmieniłyście,

- Tak samo piękne,jak kiedyś……..

- Ja właśnie wybieram się kupić suknię ślubną,…..

- Żartujesz???????

- Nie.

- jaki fason?

- Coś chce z koronką atłasową i szarą lamówką. Ale nigdzie takiego czegoś nie mają. Fuck!!!

- A ja lecę jutro na Marsa……….

- A Ty Aśka , ojej, ojej, Ty masz brzuszek!!!!!!! Rany, który to miesiąc???

- już dziewiąty…

- Masz już wyprawkę?

- Jutro lecę na Marsa….

- No pewnie, to była pierwsza rzecz, o jakiej pomyślałam.

- Ojej, a Ty znowu masz pierścionek…..Z brylantem!!!!!!!!

- Lecę………..

- Tak, to prawdziwy brylant. Specjalnie szukałam takiego, który świeciłby się jak psu jaja, tak, żeby wszystkie zobaczyły.

- Na Marsa…….

- No to mam nadzieję, że wszystkie zobaczymy się na Twoim ślubie!!! Kiedy to?

- Jutro………..

- Aha………….

- Lecęnamarsalecęnamarsalecęnamarsa.

- No nic, to na razie dziewczyny.Pa.

-Pa,

-Pa

-Pa.

A risky business
14 czerwca 2019, 16:34

Zdezelowany, zmęczony i zwiędły, taki był dziś Jan. Trzeba pisać, nie ma innej możliwości. Wszyscy mogą mnie zdeptać, zaleźć za skórę ,ale muszę pisać, do cholery.

W jego głowie lęgły się zdania niczym larwy, każda chcąca ujrzeć światło dzienne. Gdzieś tam, w czeluściach, królowa matka, obślizgła i niecierpliwa, tłoczyła swe krwawe życiodajne soki do ciał młodych.

 

Eeeeh, przerwać by tak. Alina dzwoniła przed godziną, powiedziała, że czeka na dole z watą cukrową (różową) i w liliowej sukience z koronkową lamówką. Ehhh, Alina to dziewczyna. Ona by mu nie pozwoliła sczeznąć przy klawiaturze maszyny. On aby ugłaskała i dala soku ze stumilowych jagód. Ten atrament tak strasznie ociera kartkę, a kartka jak to ona, szorstka. Czy ja o musze robić? Nie. Alina mnie odświeża, nawadnia, doda mi inspiracji, to jest pewne jak grochówka w maju.

 

Rozrzucił bruliony po całym mieszkaniu. Hurra, wolny, nareszcie. Będę pisarzem co się zowie. Z własnym życiem prywatnym i lodami w parku co niedziela. Z marmurowym piecem, przy którym my z Alina będziemy się na starość grzać. Wezmę jeszcze tylko kwiaty dla niej. Ona zrozumie, nie wstawi mi bury jak ci wszyscy wieszcze wiszący na ścianach mego pokoiku.

Brał stopnie schodów w dwususowych skokach. Aliny nie było u źródła schodów, ale zostawiła wizytówkę, nie kartkę zwykłą. „Spotkajmy się w „Kołysance”, będę z kimś”. Z kim? Oni zawsze spotykali się sami. A co tam, trzeba poznawać nowych ludzi, trzeba szumieć, wyszumieć się jak wierzba na wietrze.

 

Na dworze bryza jak zwykle świeża i dozgonnie prowadząca grzecznych przechodniów za rękę. O tam, widać róg kawiarni. „Są takie dni, takie dni, gdy biegnę do ciebie”- niepoprawnie zacytował Jan. Teraz jednak był Jankiem.

I oto Alina przy stoliku, z kimś. Ale co tam. Ale co to, zamówili tylko wodę ?Sodową?

Przywołał ją niezręcznym całusem. Nieznajomy schowany był w czarnej pelerynie i patrzył tępo w szklankę.

 

Janek, to mój brat, Anzelm” - zaprezentowała Alinka swą małą i delikatną rączką. ”Poznajcie się”. Nieznajomy (nie, to Anzelm, pamiętaj) zwrócił na Jana oczy, nieobecne i zaszklone.

 

Czy pan pije tę wodę, może ja wypiję,”- powiedział głupio Jan i zamilknął. Zresztą o czym tu było gadać .Nieznajomy trzymał słomkę w ustach i teraz ona była dla niego życiem, wiecznością.

 

Czy Pan mieszka w tym mieście?” Kurde, jak on beznadziejnie się czuł. Miał wrażenie, że (Anzelm) w ogóle go nie widzi, a jednak widzi go na wylot.

 

Cisza.

 

Alina, ja tam Twoje nowe pończochy”?

 

 

A znosiły się, znosiły. Ja jednak wolę gadać o cyrkulacji powietrza, o gromach ciskanych przez Zeusa, twego psa, o bacznym spojrzeniu motocyklisty w upal”.

 

Alina, co, gdzie, jak, gdzie my jesteśmy? Twój brat……..Twój Anzzzzzzzz…………eeelll….

 

Ktoś nic nie mówił, nie mówił i parzył go wzrokiem, wzrokiem sędziego…………………

 

Jan pędził do domu. Wziął w susach klatkę schodową po dwa, po trzy, po cztery stopnie.

 

Jest………….pokój jest…………………A gdzie biurko????/Może pośrodku, może pod kredensem, a tu przyczółek przyszłego pisarza. Będziemy tu razem, tak rozkwitniemy, Anzelmie.

 

Siedział do rana. Wyszło 800 stron poematu o tartaku. Potem poprawiał wszystkie przecinki, potem poprawiał wszystkie średniki, potem poprawiał……………….Swoje życie poprawiał. Tak, nigdy już nie wyjdzie z domu.