Zieleń zieleniła się już w nowej wiośnie. Z drzew spływała soczyście oczywista oczywistość nowej galerii handlowej. To był maj-miesiąc, w którym nie wypadało się nie zakochać. Zmuszały wręcz do tego nowo zakupione w tym roku baleriny, stąpane w i ugniatane. Kawy capuccino już parowały gotowe wokół rynku. Zaczajone na turystów. Rynek przecinały niezwykle rozromantycznione promienie słońca, które rozprowadzały uśmiech pod każdą powiekę, nawet tę niezbyt chętną.
A oni siedzieli skąpani tym dobrobytem na nowo-pomalowanej ławce, smukła figurka dziewczyny przełożona swymi długimi, ogolonymi na połysk nogami przez kończyny swego chłopaka. Ten dzień był stworzony dla nich. Wszyscy przechodnie zostali ręką losu poustawiani tak,by ich wydobyć na pierwszy plan.”Świat jest jednak piękny”, myślała Jolka.”Żujemy oboje gumę do żucia, już prawie zsynchronizowaliśmy rytm. Posiedzimy tu gdzieś do trzeciej a potem do kiiiiiiiiiina... Wieczorem do Jolki nr2, tam wszyscy będziemy się PO PROSTU DOBRZE BAWIĆ. Jego błyszczący włos pasuje do mojej bluzki, całe szczęście. Zaraz skorzystam z WC w galerii, mają za darmo.Zleję się z tłumem dziewczyn, które, pokazując nowe legginsy i stylowo wycierając ręce w papierowy ręcznik, zademonstrują,że kobiety rządzą,że w WC nie ma miejsca dla Burych Swetrów, kujonów z pierwszej ławki. Wszystkie będą mieć błyszczącą skórę i związany beztrosko mysi ogonek,żeby pokazać,że one są nastawione na smak przygody,nie zależy im na nienagannym wyglądzie (byleby był nienaganny). Jestem kobietą, jestem kochana, mam faccccccceta (tak to wymawiają w TV, więc nie można mieć faaaaaceta).
-Jareeeeeek...
-Hmmmmmmmmm (miał przymknięte oczy, wiał taki miły wiaterek)
-Zaloguj mnie do tego nowego serwera,pliiiiiiiiiiiiiiiiiiiiz.
-Dajże spokój.No Joooooooooooooooolka.
-No zaloguuuuuuuuuuj.
-A widziałaś buty Kaśki? Ppppppporażka.
-No, ja Ci mówię, masakra.Te buty to była taka historia, że......
Tu potok słów się urywa, bo nasze oko odrywa się od ławki i szybuje ….hen .Poprzez rozchichotaną Floriańską, dostojnie obsrany przez gołębie rynek, wiruje trochę wśród kamieniczek,aż......Osiada gdzieś w obrębie magicznej sadzy naszego miasta, tak, gdzie gołębie lubią przysiadać, choć się do tego nie przyznają. Mała, ciemna (zwłaszcza nocą) uliczka odsunięta trochę na bok przez dzieje historii. Wchodzimy po starych, zabrudzonych schodkach na pięterko. Wstępujemy do małego mieszkanka i widzimy Pana Stanisława. Jest ranek, Pan Stanisław zaczyna robić herbatę. Czynność ta jest bezsensowna. Zamacza torebkę raz i drugi i trzeci,żeby wydobyć aromat. Jeśli nie wydobędzie aromatu, świat już nigdy nie poda mu ręki,będą sobie żyli obok siebie, on i świat. Przez miarowe ruchy ręki z torebką herbaty próbuje dostroić się do nowego dnia. Trzeba go rozpostrzec jak dywan. Poprzedni dzień udało się zagrać z sukcesem i zwinąć. Ale w nocy to ….uuuooochchch.... dobrze,że świat tego nie widział. Razem ze swoim starym łóżkiem oderwali się od podłogi i dryfowali przez atramentowe niebo, ponad miastem, wśród chmur. Poszukiwali jego nieżywych kompanów z czasów wojny; zżartej przez rdzę menażki, z której strzelał, kiedy skończyły się naboje; zwiędłego (lecz w kolorze bladego różu)bławatka, którego podarował kiedyś nad stawem promiennej dziewczynie oraz zgubionego korka do wanny, która wciąga nas wszystkich w metafizyczną próżnię.
Pan Stanisław potoczył wzrokiem po kusawym i wykostropaconym mieszkanku. Lis by się tu schował,gdyby chciał. Pan Stanisław tu mieszkał, więc czemu nie mógłby lis. Spojrzał dookoła na ściany. Były pomalowane brudem przez przypadkowość życia, przez jego nieprzewidywalność. Ale najbardziej kochał brud w szczelinach, tam gdzie ściany się kończyły, a zaczynała podłoga.Mógłby przejechać paznokciami i zebrać parę ziarenek;one jeszcze pamiętały kolegów, którzy go kiedyś odwiedzali, słyszały ich słowa i pewnie je przechowywały. Mógłby wziąć je na język lub dodać do kawy...
Nad piecem królował grzyb. Rozmawiali sobie często zajmująco, gdy Stanisław wieczorem gotował parówki na wolnym ogniu. Nie lubiał szybkiego. Grzyb szczerzyl przeżarte zęby i opowiadał o królestwie grzybów za ścianą.
Włączał popsute radio i słuchał jego ciszy godzinami, głaszcząc porowatą powierzchnię czule.
Dziś jednak postanowił wyjrzeć przez okno. W majowym słońcu przechadzały się pary zakochanych. Gdyby tak móglby zaprosić ich na parówki. Opowiedzieli by mu o swej miłości, pelęgnowanej, wycałowanej. .Oni też na pewno znali te krople światła, których teoretycznie nie ma, ale jednak są. Które zdarzają się tylko zakochanym nad jeziorem .I może przy nich przypomniał by sobie nazwisko tej dziewczyny...