Lady Woosley postanowiła skryć się przed palącym słońcem w cieniu pawilonu. Rozmowa z Madame DelPierro konstytuowała wprawdzie niezwykle interesującą godzinę popołudnia, jednak Lady Woosley obawiała się udaru słonecznego. Obecnie słońce było takie niebezpieczne. Madame DelPierro na pewno to zrozumie. To nie tylko wykształcona, ale też niezwykle uprzejma kobieta.
Lady Woosley musi jednak teraz wejść do pawilonu, zostawiła tu swoją robótkę. A nie można zbyt wiele czasu poświęcać tylko jednej czynności, choćby była to rozmowa z (przemiłą, a jakże) Madame DelPierro. Zresztą mąż uwielbiał jej robótki. Ależ z niego galant, hu hu !
Najpierw jednak się odświeży. Weszła do łazienki. Obcasy postukały sobie filigranowo po białych jak łabędzie mleko płytkach. Dlatego właśnie lubiła to uzdrowisko. Wszystko na swoim miejscu. Zupelnie odpowiednie dla gwardzisty (jej mąż), jak i dla niejednego halabardzisty (np. Lord Mitcham). Zadbano o każdy szczegół.
Lady Woosley odkręciła błyszczący (chyba metalowy; nie, nie może być metalowy, ale ona się nie zna) kran.
Wytrysnął strumień! Tak gęsty, że nie było widać poszczególnych kropel…To już było niepokojące…
Ale…
W pierwszej chwili szok był tak wielki, że nie poczuła nawet bólu. Boiling hot! Hottt! hhhhoooot! Oburzające. Ciecz była tak gorąca, że zwiewna Lady Woosley musiała odskoczyć na pół metra. Odskoczyła i patrzyła na umywalkę jak na zwierza. „Lady Woosley, Woo, Woo, Woo, Woosley, Woo” – szczekał kranik, wzbraniając do siebie dostępu.
Patrzyła w osłupieniu. To, to coś… Starała jakoś dostosować się do sytuacji. Spokojnie, takie rzeczy się zdarzają. Już nawet odpowiednio to określiła (Boiling hot. Może Piping hot byłoby bardziej na miejscu. P było miększe niż B, pasowało lepiej do jej klasy społecznej, zresztą pawilon jest na P).
A właśnie, czemu nie pomyślała o tym wcześniej??! Hydraulik! H-Y-D-R-A-ulik. Nie trzeba bać się tego słowa. Jest w nim woda. Nie trzeba bać się jego kanciapy. To na pewno, miły, pomocny człowiek.
Nie, lepiej zadzwonić…
On może być wysmarowany smarowalnym smarem. NIE!!! Pewnie trochę przybrudzony rozpuszczalnikiem lub kurzem z kanciapy (która zresztą jest na pewno podobnie rozplanowana jak kanciapa ich domowego hydraulika).
- Hallo, czy rozmawiam z Panem…
- Tu Józek Kiep.
- Panie Josephie, nie wiem, czy Panu o tym wiadomo, ale w apartamencie 1953…
- To chyba strasznie wysoko.
- Czy ja wiem, 19-te piętro. Ale proszę posłuchać…
- Słucham. Ale szybko, bo muszę nakarmić mojego Ryśka.
- Ryśka? Zresztą nieważne. P-A-N-I-E K-Y-E-P-Y-E.
- Rysiek to mój szczur.
- …………
Proszę Pana, u nas w łazience jest gorąca woda.
- No przecież nie może być tylko zimna.
- Ale ona jest zbyt gorąca.
- Nigdy się nie spotkałem ze zbyt gorącą wodą.
- Ale my się poparzymy.
- Jacy my? Przecież pani dzwoni sama…
- Mój mąż teraz gra w badmintona.
- Nie pojmuję. Już się dziś ludzie nie parzą razem w łazience… Kiedyś było inaczej.
- Ale Panie Josephie… WODA!!! Jeśli Pan mnie nie wesprze, będę zmuszona szukać pomocy u Towarzystwa Hydrologicznego hrabstwa Wolchester. Gdyż gorący strumień płynący białym słupkiem marmurowej łazience mnie przeraża. Może Towarzystwo coś poradzi…Wydaliśmy z Lordem Woosley fortunę na te wczasy.
- No to, paniusiu, żegnam.
Klik słuchawki.
A tam! I tak by nie pomógł. Zresztą zanim by wszedł po schodach… A właśnie, jak on się nazywał? Kyenes? Kennedy? A imię? Chyba Paul.