General Williamson nie chcial odpuscic.
Pertraktacje z Czerwonymi sa ciezkie,
ale jesli czlowiek raz ustapi
juz nigdy sie nie odkuje.
Bal sie spokoju przeciwnika,
szumu drzew wybiegajacego z jego wlosow.
Tamtego otaczalo drgajace powietrze,
ktore zniknie,gdy tylko odejdzie
Czarny Kruk mierzyl go wzrokiem
swoich zwezonych w palacym sloncu oczu.
Dym z wypalonej po poludniu kolejnej fajki pokoju
jeszcze laskotal go przyjemnie w gardlo
General opiety ciasno zamszem wygladal na tchorza.
POrozmawia z nim i szybko wroci do
cichego wigwamu
i rodziny.
Doszli do jakiego takiego porozumienia.
Kazdy wsiadl na konia i odjechal w swoja strone.
Już w siodle Williamson spojrzał na swoj stary amulet.
Napisy na drewnie sie zatarly,
jednak namalowana spirala zaczela go wciagac,
coraz glebiej.
W koncu nie mogl juz rozpoznac,co jest prawdziwe.
A zapomniana tesknota rozdarla na nowo serce.