27 października 2019, 12:09
Brzuch głodny nowych miłości.
Palce zimne od braku dotyku.
W chłodnej bańce powietrza
gubię się i szukam
kogoś, kto zrozumie.
Dajcie mi nowe danie
złożone ze stosu ludzi.
Najem się ich rozmową,
pustymi słowami.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
Brzuch głodny nowych miłości.
Palce zimne od braku dotyku.
W chłodnej bańce powietrza
gubię się i szukam
kogoś, kto zrozumie.
Dajcie mi nowe danie
złożone ze stosu ludzi.
Najem się ich rozmową,
pustymi słowami.
Dyskretnie się przyglądam
kotu liżącemu łapę.
Magia chodnika dosięga mnie aż tutaj.
Powielone obrazy w drodze do pracy
tutaj nie mogą mi nic zrobić.
Zaczarowaną różdżką dotykam każdej rzeczy.
Wniebowzięta będę już dziś.
Dzieje się, dużo się dzieje w gruzowisku.
Słońce pada prostokątnymi promieniami.
Odcinamy się od korzeni i żyjemy po swojemu.
Kwiaty drgają na słabych łodygach
i trawa muska nam kostki.
Bóg przychodzi w kołysce
i szemrze strumieniem,
wywodzi na bezkresne łąki.
I tylko stare tory kolejowe trzymają swoją tajemnicę.
Strach i pomieszanie.
Ludzie niezrozumiali i osobni.
A głowa stacza mi się słabo na ramię,
weseli kuzyni przyjdą z orszakiem
pełnym kolorowych wstążek,
ale naprawdę nie będzie im do śmiechu.
Opadłe myśli niczym blaszane liście
tnące ostro powietrze.
A choroba otwiera się na języku
i w środku płuc rozrasta się
szklana paproć niczym huba drzewna.
Szaruga pada ukośnie na pola i staw.
Bóg daje nam czas do zastanowienia
by z ciszy skonstruować nasz świat.
Flegma przelewa się w ustach,
jaźń jęczy,
małe diabły duszy wyją potępieńczo w zwojach wątroby.
Dziura w płocie,
a przez nią widać
zalążek życia, którym mogłam żyć.
Ty cienistymi rzęsami zapraszasz
do zabawy w życie.
Niczym wodzirej.
Rozdajesz kotyliony.
Przetańczymy razem całą noc.