Archiwum czerwiec 2019, strona 11


Herbatka
14 czerwca 2019, 16:41

- Sagaaaaaaaaa!! Czas na Sagęęęęę! Tomeczku,Sagggggga!

- Tak tato, już idę.

- Zamknij drzwi, aby nikt nam nie przeszkadzał.

- Ale jest duszno…

- Eeeee tam, chcę porozmawiać jak ojciec z synem, bez świadków.

- Tato, zawsze są jacyś świadkowie…….JA JESTEM ŚWIADKIEM.

- No i po co te nerwy. Herbata już gorąca, tak gorąca,że wyparują Ci z głowy te wszystkie myślowe nimfomanie, którym ostatnio się oddawałeś.

- Nie oddałem się, jak widzisz, w pełni,bo siedzę tu z Tobą.

- No już, już. Najlepiej połóżmy herbatę na stoliku do szachów. On jest taki prosty i drewniano-mocny.

- I niezobowiązujący, czyż nie???

- No już, już. A zobacz, pelargonii już dawno nikt nie podlewał. Będę musiał powiedzieć Rose, że rośliny nie są zbyt dobrze pielęgnowane.

- Rose nie może, ona musi jakoś oddychać. One ją zaduszą, są oblepione kurzem…

- No więc, Tomeczku, jak tam twoje sprawy? Co planujesz zrobić z tym Fordem Escortem, który Ci dałem pięć lat temu?

- Tato, nie bij mnie. Ja nie mam planów………..Boże. Nie mam planów….

- Jak to? A obligacje? A kurs w szkole policyjnej? Anna czeka na Twe zaręczyny już osiem lat. Musisz jakoś rozwikłać swoje życie. Doprowadzić je gdzieś…….

- Ale my jesteśmy tylko sobą, nic się i tak nie wydarza. Każdej nocy, gdy śpimy, Księżyc przebija się przez splątane gałęzie i konary i oświetla niewielką polanę, na której koncentrują się wszystkie ziemskie sprawy. Ten mały wróbel, który wtedy jest skąpany w bladych promieniach, decyduje o naszym losie. Z dala od zgiełku iż dala od naszych spraw.

- Tomeczku, z innej beczki. Jutro jest grill, czy barbecue, czy jak tam to matka nazywa. Ja, no wiesz, nie lubię tych spędów (choć fajnie jest pośmiać się z bankierem Załuskiem czy pozakładać o miesięczną dolę z doktorem Krajewskim). Nie lubię tych spędów, ale matka je lubi. Zresztą goście muszą być gdzieś przejęci, jeśli nie u nas, to gdzieś indziej……..Zawsze ktoś ich przyjmie…….Także Tomeczku, do roboty!!!!!! Pomóż mi porozwieszać serpentyny.

- Tato, nic z tego nie wyjdzie, ja jutro lecę z kosmos.

-Jak to, nie pomożesz mi chociaż przy planowaniu menu???

- Nie, tato.

- Poczekaj parę lat. Przynajmniej aż Twoja matka wyzdrowieje lub Anna znajdzie sobie kogoś innego…

-Już zdecydowałem. Będziecie tęsknić?

- No wiesz , synu, cyrk „Kosmos” jest raptem ulicę dalej.

- Tato ja……..

- A co z Fordem?

- No właśnie, tato, ja……… przerobiłem go na statek kosmiczny.

-Cooooooooo??????? Mojego Forda???????????? On był świeżo wyklepany w latach 70-tych. Twoja matka sama go ochrzciła swoją skarpetką. O nie!!!!!!!!!!! Wynocha z tego domu. W-Y-N-O-C-H-A!!!!!!!!!!

- A co z ………….

- Kurwa, sp&*%$# stąd!

 

Golgota
14 czerwca 2019, 16:40

Ludu, mój ludu.

Wydaje Wam się, że wystarczy

Ustąpić staruszce miejsca,

Umyć babci okna,

Uratować głodzonego psa.

Pokazuję Wam,

Że Ja dla Was umieram

Od stworzenia świata.

Wasz Bóg daje się co dzień zabijać

By wchłonąć tę grozę, która wisi w powietrzu,

By zamazać ciemne zaułki miasta,

W których nie dzieje się nic.

Babka
14 czerwca 2019, 16:39

Babka jest chora.

Babka jest chora,

Złożona chorobą

Jest przykuta do łóżka.

 

Pielęgnujemy ją.

Cicho, babka coś mówi.

Cicho, babka nie mówi.

Musicie rozmawiać szeptem,

Chodzić powoli,

Podawać lekarstwa

I wycierać z ust papkę,

Której nie przełknęła.

 

Nie wolno jej nic mówić,

Żeby jej nie zasmucić.

 

Zgaście światło,

zasłońcie zasłony.

Rośliny w doniczkach

Mogą poczekać z podlewaniem.

 

Na jej łóżku

Siedźcie na baczność,

Bo tego od was

Babki choroba wymaga.

 

Umrzemy tu razem,

Ale nie szkodzi.

Gorzej jeśli babka umrze przed nami…

A tobą w drodze
14 czerwca 2019, 16:38

Z tobą w drodze nigdy nie jest nudno. W radiu leci Chris Cornell, taki wspaniały chrypnięty głos, chyba je dużo Corny. And there is noone on the sidelines, just a few squirrels. Wiem, że mnie zostawisz dla nich, ale na razie jedziemy, jedziemy, jak to było u Tracy Chapman: you’ve got a fast car. Oni stoją przy drodze. Wtedy ich nie zabraliśmy, będziemy wspólnie tam, gdzie kiedyś. Ale czy to możliwe, chyba nie. Ty zdradziłeś amulet bobra, bobra bobrzastego bardziej niż te wiewiórki są wiewiórkowate. On nam sprzyjał. Ale teraz słuch o nim zaginął. Pod czarnymi chmurami wezwę Cię do siebie i już nic nie przeszkodzi deszczowi padać. A Nick Cave będzie śpiewał….

Apopleksja gajowego
14 czerwca 2019, 16:38

Gajowy urodził się w gaju. Ale nie znał swego ojca, który był drwalem w przysiółku przedmistrzowskim. Wszyscy mu zazdrościli rodziciela, ale nikt nigdy nie pokazał tak naprawdę ani drwa ani siekiery-rąbajki.

Mieszkał w lesie, aż nauczył się dudania wszystkich dudków i świstania wszystkich świstaków. Tylko one go rozumiały. Śmiał się rubasznie do ludzi, klepiąc po nodze i nie piorąc skarpet, mając nadzieję, że towarzysko uratuje go znajomość ptasich treli. Gdy Pani Magister Inżynier zastukała obcasikami po śliskich płytkach chodnika, on chciał ją naśladować, zaklekotał piętami jak bocian a także wessał oddech gwałtownie niczym zapowietrzony tukan.

Rozbił kiedyś swoją menażkę, mając nadzieję, że wyrwie go to z niedoli rzeczywistości. Ale zostało mu tylko poproszenie najbliżej siedzących: „Czy Państwo możecie uprzejmie pomóc mi w naprawie menażki?” Akcja przebiegła sprawnie i naukowo. Wystarczyło kilka uśmiechów z dostatecznie rozciągniętymi wargami i odpowiedni kąt padania przemiłego oka.

Nadszedł czas EGZAMINU Z ŻYCIA. Trzeba było zrobić coś przełomowego. Spotkali się wszyscy w kwadratowym pokoju i wyjęli notatniki. Każdy szurał kartkami i chrząkał , a chrząk każdego z osobna i wszystkich naraz wypełniał pobielany pokoik i wyciskał się pocałunkiem na każdej ścianie (młłłłłłłłłłłaaa). Wszyscy podpisali niewidzialną umowę, zgodnie z którą przystawali na obecność ścian i nieprzenoszowalność rzutników i map. Tak było lepiej.

Gajowy jak zwykle wrócił do domu zakurzonym trabantem, przeszedł zakurzoną ni to ścieżką, ni to groblą ni to zasłaną myszami wstęgą pól. Po południu wyjrzał przez zbutwiałe okno na makietę wzgórz.