Syrenki
14 czerwca 2019, 17:03
Szedłem borem lasem, przez jodłowe wstęgi, zagajniki, wśród cholew zacnych panów.Doczepiła się do mnie myśl, by wyjść z siebie. By stanąć nad krawędzią morza i...krzykńąć!!!Do stu pawianów...tfu...bałwanów morskich, do starego szelmy bez oka, który pewnie teraz wciąga na maszt flagę z trupią czachą, który miesza w wielkim kotle zupę dla innych marynarzy.
Wyszedłbym z siebie, od tak, dla zabawy, jak wychodzi się po chleb. Runąłbym na biura i inne officy z wielkiej metropolii, zmiatając je w kurz.
No więc, jeszcze raz.Wyszedłbym z siebie prosto na fale. Na małe cystersy...tfu...cysterny piany. Moze złapały by mnie w objecia jakieś niecne syrenki, czekające tylko na zbłąkanego przemierzacza fal?
"Co Pan tu robi?"-usłyszałbym.
"Nic, weszłem do wody aby się na chwilę zamoczyć i poczuć smak coli...tfu...soli"
"Pppprrrrr, grrrrchch, achchchch"-parsknąłbym jak koń wynurzając się z piany.
Na brzegu czekałaby żona z trzepaczką i wałkiem.Powedziałaby jednak pewnie tylko (jak to zawsze robi):"Kochanie, choć zrobimy ciasto. Majonezowe".
Bo ja lubię majonez.Lubię przedzierać się przez jego odwieczne odmęty.W końcu lubi go cała nasza miastowa burżuazja.Zamaczamy łyżkę nieśmiało w śloiczku, potem coraz łapczywiej.Majonez jest normalny, nie zaskoczy Cię raptem, budząc Cię nagle o piątej rano i każąc biec na kamienistą plażę.
Tak robią tylko syrenki. Jakieś zachłanne syrenki, które nie mają własnego życia i szukają tylko guza.Ale gdzie by on im wyrósł?Na ogonie?
Biegnę więc, wysznięty w pośpiechu z morza....do ciepłego łoża.Nie, najpierw do biura.Umalować się nową pomadką Astora, przymierzyć krawaty, zobaczyć, czy dobrze leżą, zanim rozpocznie się dzień...
Dodaj komentarz